Forum

2 godziny temu odeszła od nas nasza suczka. Cały czas zadręczam się, że nie zrobiłam wszystkiego co w mojej mocy, by ją uratować. Proszę, powiedzcie mi co mogło być przyczyną jej śmierci. Znaleźliśmy ją na ulicy ok 2 tyg temu, wychudzoną, zakatarzoną, z drgawkami. Od tego czasu była pod stałą opieką lekarza. Diagnoza: nosówka. Wiek ok 3-4 miesiące. Tydzień po rozpoczeniu leczenia katar ustał, ale pies kaszlał zwłaszcza, gdy się pobudzała. Miała drgawki, które czasem ustępowały (oprócz tylniej łapy-ciągle nią ruszała). Suczka straciła siły i przestała chodzić. Nie mogła ustać na łapkach, głowę trzymała wysoko tylko przez kilka sekund. Masowałam ją i ćwiczyłam jej nogi 2-3 razy dziennie. Bez pozytywnych rezultatów. 2 dni temu dostała ostatni zastrzyk. Podawałam jej wit B12. Ostatnio karmiłam ją na siłę, bo nie chciała zbytnio jeść. Myślałam, że to przez smaczniejszą suchą karmę, której używałam do nagradzania jej podczas ćwiczeń. Dzisiaj zostawiliśmy ją w półcieniu w ogrodzie. O godz.12 zareagowała na gwizanie mojego męża, podniosła główkę i popatrzyła na niego. O 14:00 mąż znalazł ją w słońcu półprzytomną. Język miała siny i ciężko, nierówno oddychała. Chłodziłam ją wodą przez kilka minut - myślałam, że to udar. Zmarła mi na rękach w drodze do weterynarza. spóźniliśmy się minutę. Lekarz mówił, że to nie udar. Ale mam wrażenie, że nie chce mi robić przykrości. Czy były jakieś szanse, żeby ją uratować?